czwartek, 24 listopada 2011

raj tuż za rogiem

W związku z tym, że nie samymi zdjęcia człowiek żyje, nie samą pracą, lenistwem, wyjazdami, czasem robić też należy inne rzeczy...
Czasem trzeba pójść na randkę, a czasem lepiej z niej zrezygnować i pójść na randkę z Gauguinem, w jego świat zmysłów i doznań.
Pamiętam, że gdy ogłoszona nagrodę Nobla dla tej powieści, padły komentarze, że w końcu została nagrodzona dobra powieść.
Jest to powieść z krwi i kości bo tylko tak można określić nakreślone piórem autora postaci. Żywe, prawdziwe, wiarygodne, możliwe do zaistnienia. Z ich zaletami i wadami, śmiesznostkami i tym, co nas w nich zachwyca. Oddane sobie, innym, idei, talentowi, pasji...W przypadku "Raju tuż za rogiem" jak najbardziej realne, bo faktycznie obie istniejące, a mianowicie Flora Tristan i Paul Gauguin. Spokrewnieni, co wiedzą niektórzy jako, że artysta był wnukiem słynnej rewolucjonistki i jednej z pierwszych feministek.
W przeplatających się rozdziałach Llosa zajmuje się na przemian snuciem opowieści o losach Flory i Gauguina. I chociaż ich losy w żaden sposób się nie przetną, obie są nacechowane jednym, pasją, pasją, którą rozwijają i która na dłuższą metę spala ich do cna. Czy można dziedziczyć nie tylko cechy fizyczne ale i na przykład skłonność do melancholii, czy porywczości? Czy można dziedziczyć na przykład nieszczęśliwe życie? Malarz, który to malarzem stał się jak nawet na lata, w których żył, późno, zdaje się dziedziczyć swoje nieszczęście po babce. Owszem, teoretycznie zdaje się wiedzieć, czego chce, ale jest on postacią tragiczną, uwięzioną w konwenanse. Flora postacią tragiczną zdaje się być również, ale to postać Gauguina w tym duecie zdaje się mnie samej być bardziej tragiczną i tkniętą niemożnością zrealizowania swego życia tak, jak by chciał. 

Chyba każdy z nas szuka takie raju tuż za rogiem...

wtorek, 1 listopada 2011

1 listopada

Tak jak co roku obiecuję sobie, że wstanę wczesnym rankiem i wybiorę się na zamglony cmentarz, tak w końcu dotrzymałam sobie słowa.
Uwielbiam takie klimaty, pustkę miejsca, zadumę osób mnie mijających.